Miałem okazje ćwiczyć pod okiem różnych instróktorów w różnych sztukach walki. Aikido było moją dominyjącą dyscyplina, więc w nim mam największe doświadczenie w kwestji "atmosfer na macie".
Raz w tygodniu zajęcia prowadił 5 dan (jak na polskie aikido to cho-cho). Atmosfera była sztywna jak wukrochmalona judoga. Nie było to zbyt motywójące. W ogule był to cężki człowiek, i w sporym stopniu przez niego zostawiłem aikido.
Osobiście jestem zwolennikiem "złotego środka". Czyli bez przegięć w jedną lub drugą stronę. Atmosfera w dojo powinna "byc dla ludzi".
..........................................................................................................
LarsOnie, chodziło mi o "kompanie" w nomenklaturze wojskowej, ale jako grupę kompanów. Zauważ, że jak kolwiek by nie nazwac większej zorganizowanej grupy ludz ( drużyna, kompania, oddział ) to jakoś to zawsze z wojskiem jest związane ( drużuyna książęca Mieszka I miała liczyć 3000 ludzi ). Więc zawsze będzie coś zgrztać.
Plan mam taki, żeby "bractwo" funkcjonowało jako "wolna grupa". A nie jakaś chorągiew konkretnego dajmio itp. Przy takim założeniu nie ma przymusy że każdu ma być ciężko zbrojnym samurajem. Jak ktoś będzie chciał odtważac chłopa z Okinawy to proszę bardzo. Funkcjonowały w Japonii po okresie Sengoku najemne bandy roninów. No i właśnie coś takiego by mi najbardziej pasowało.
To że córki samórajów uczyły się walki by bronić domostw pod nieobecność mężów itp. to jasne. Ale mi chodzi o to czy biegały w hakamach z daisho przy obi i w służbie jakiemuś dajmio jako "zbrojne ramię"?
Basil, dzięki za pomoc. Szkoda tylko, że Tomoe Gozen żyła w innym okresie niż jest mi potrzebny.

Acha, nie mogę "fikcyjnie" poślubiś dziewczyny z bractwa bo to po pierwsze moja najlepsza przyjaciółka z którą sztyki walki ćwicze od lat , a ponad to to moja .... "była".

Jak jej zaproponuje "małżeństwo" to mnie zje, że tylko fikcyjne. Poza tym znajomym się do końca życia nie wytłumaczę, jak się dowiedzą.
