Dotychczas wstrzymywałem się z zabraniem głosu ze względu na brak wiedzy stricte z zakresu kultury Japonii. Ale dostrzegam w rozmowie dość dziwną rzecz i wtrącić się muszę:
GrafRamolo pisze:To bardzo czesta praktyka prawie zawsze wystepujaca u ludow pierwotnych, ktore poniewaz nie znaly pisma przekazywaly sobie wszystko ustnie w formie mitu. Polowanie mialo forme religijna i bylo odzwierciedleniem tego jak jakis bozek w czasach mitycznych polowal i nauczyl potem tego ludzi, uzdrawianie tak samo, budowanie lodzi tak samo itp(pisze o tym Jung, Straus badz Malinowski)
GrafRamolo pisze:My europejczycy slyszac slowo modlitwa wyobrazamy sobie cos na krztalt naszego religijnego kultu wiary bo myslimy schematycznie, natomiast w japoni mialo to zupelnie inny cel.
Graf, Twoje powołanie się na Junga w tym miejscu jest zdecydowanie nieuprawnoine. Faktem jest, że można znaleźć u Junga opis korzyści w sferze racjonalnej z czynności mających swe źródło w sferze sacrum. Jednak jest tak dlatego, ponieważ Jung dokonał nader obfitej i złożonej analizy funkcjonowania duchowego człowieka. Wygląda więc mi na to, że musiałeś niefortunnie trafić na jakiś fragment w którymś jego dziele. Za to nie trafiłeś na wiele innych fragmentów, zarówno u Junga, jak i Campbella, Eliadego, Kerenyiego i wielu, wielu innych wielkich nazwisk analityków jungowskich, tudzież ludzi związanych z ruchem analitycznym.
Nie będę się czepiał szczegółow, powiem najważniejsze. Po pierwsze Jung w wielu miejscach podkreśla, że pierwotną funkcją obcowania z sacrum jest transcendencja, rozumiana jako piąta, "dodatkowa" funkcja psychiczna człowieka (obok myślenia, uczucia, intuicji i percepcji). Wiele mówi też nie tylko o "konkretnych" procesach duchowych, konkretnych przełożeniach i korzyściach, ale przede wszystkim o tym, jak silne i fundamentalne jest korespondowanie przeżywania mitu ze sferą, z której on pochodzi - kolektywnym aspektem nieświadomości człowieka. Jest to ścisła podstawa jungowskiego myślenia o sacrum, na tym polega jego nieoceniony wkład w ludzkie poznanie, bowiem rozszerza pojmowanie wszelkich duchowych zjawisk o sfery, które okazują się tu kardynalne.
Idąc dalej za myślą Junga, widać jak na dłoni, że we wszelkim ludzkim działaniu związanym z przeżywaniem sfery ducha ujawnia się aspekt uniwersalny; przeżycia wraz ze zgłębieniem ich "intensywności" coraz bardziej ukazują wymiar ponadindywidualny (vide Rudolfa Otto koncepcja numinosum, majestas, misterium tremendum i fascinans). Do czego zmierzam - otóż do tego, że poznawcze uporządkowanie świata ani nie jest jedną z funkcji mitologii i jej podobnych, jak uczą nas w szkołach, ani jedyną ich funkcją, jak zdaje się twierdzić Graf, lecz funkcją marginalną. Niewątpliwie jest to funkcja stosunkowo prosta dla europejczyka do zauważenia - Jung nieraz mówi o uproszczonej różnicy między Wschodem a Zachodem, a przynajmniej o silnej dominacji funkcji myślenia u współczesnego człowieka Zachodu. Jednak prawdziwe konsekwencje i rzeczywiste przeżycie rytuału, mitu, modlitwy leży w gestii głębi, warstw psyche niedostępnych od tak na zawołanie racjonalnego umysłu. (Ergo cel w Japonii jest taki sam jak gdziekolwiek indziej.)
(Dygresja: Na marginesie, działania mityczne bożka, o którym piszesz, są powielane dlatego, że ów bożek robi tak, jak każe mu archetypowa warstwa człowieczej psyche. Mit jest powtarzany, bo koresponduje z rzeczywistą potrzebą głębi człowieka. I swoją drogą, nie ma sensu dywagować też o jakimkolwiek bożku w kategoriach ontycznych - bo nie jest możliwe rozstrzygnąć co substancjalnie na nasze działanie oddziaływa, lecz istotne jest funkcjonowanie reprezentacji, obrazu, imago nietożsamego z przedmiotem bożka/Boga/czegokolwiek w człowieku, to bowiem jest niezaprzeczalne.)
I właśnie na tym, mówiąc w kategoriach jungowskich, polega zdobywanie tego, co bezpodstawnie zresztą, nazywasz czyimś mistycyzmem (czym jest mistycyzm - nie będę truł, myślę, że po prostu uprościłeś), na tym, że poprzez działanie zbliżające do sfery numinotycznej jednostka rozwija w sobie umiejętność irracjonalnego przeżywania tej niedocenionej w naszej kulturze irracjonalnej większej połowy życia.
Dlatego tez stanowczo sprzeciwiam się Twojemu poglądowi na "chłopaczka, który się naoglądał". Nawet jeżeli (pozornie!) przyczyną jego fascynacji jest to, że się naoglądał, zadaniem senseia jest pokazać to, że jest "jeszcze" żmudna praca, a nie ucinać cokolwiek. Zadaniem każdego dobrego nauczyciela jest przyczynić się do wzbogacenia osobowości ucznia, a nie odejmowania tego czy tamtego na miarę poglądu mistrza. A już na pewno zadaniem senseia jest wiedzieć, niekoniecznie w terminach jungowskich, że to co przyciąga człowieka do sfery sacrum jest od niego (człowieka) po wielokroć większe i jest sui generis podstawowe dla funkcjonowania każdej osoby. Uważam, że temu chłopaczkowi należy się więcej szacunku.
I na tym skończę, bo co prawda mogę więcej, ale post się zbyt rozrasta.
"Wszechświata nie stworzył żaden bóg ani żaden człowiek, lecz był on zawsze, jest i będzie zawsze żywym ogniem."