Strona 1 z 1
ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 22 lutego 2012
autor: Tsume
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 21 kwietnia 2012
autor: MadSun
Widział już może ktoś ten film?
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 27 kwietnia 2012
autor: Tsume
Mam ten film na kompie ale jeszcze nie zdążyłem oglądnąć.Film w oryginalnej wersji językowej,więc muszę poszukać napisów.Mogę wrzucić na jakiś serwer.Może ktoś poradzi gdzie mogę umieścić ten film.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 29 kwietnia 2012
autor: yakubu
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 15 czerwca 2012
autor: Kurokami
są już dwa tematy w tym dziale do tego samego filmu.
zważywszy na fakt iż to tylko kolejne żałosne widowisko miike, to o co najmniej jeden temat za dużo

Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 18 czerwca 2012
autor: MadSun
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 19 czerwca 2012
autor: GrafRamolo
JA tam lubie Miike , nie wszystko ale od czasu do czasu uda mu sie coś.
Co do Harakiri to jeden z najlepszych filmów jakie widziałem w życiu więc jego remake nie może być udany z założenia i boje się go oglądać ale chyba ciekawość wygra.
MA ktoś wersję bluray?
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 19 czerwca 2012
autor: Kurokami
no właśnie, muszę wytłumaczyć tą bezpośredniość oceny, ale ten film to jakby Piotr Rubik wziął się za nową wersję Requiem Mozarta i zaczął je na dodatek poprawiać...
już w ogóle sam pomysł remake`u takiego filmu jak Seppuku Masaki Kobayashi to jakby robić remake Siódmej pieczęci Bergmana czy Ojca Chrzestnego Coppoli... po prostu świadczy taki pomysł o poziomie reżysera, o tym że nie jest człowiekiem wrażliwym i jeśli mu coś nawet wyjdzie - to przez 100% przypadek - tak samo zresztą jak u Tarantino...
no bo jak można zastąpić muzykę Toru Takemitsu jakimiś romantycznymi brzdąkaniami pianinka, jak można zastąpić głębię gry Tatsuya Nakadai załzawionymi drżącymi oczkami jakiegoś lalusia, jak można wyciąć najistotniejsze dla przekazu sceny wydłużając jednocześnie zupełnie nieistotne pierdoły, jak można zamieniać przemyślane elementy opowieści że stają się one płytkie i bezduszne? można by tak pytać w nieskończoność - ale najlepiej zapytać po prostu po co w ogóle taki film powstał? wiadomo że kontrowersje sprzyjają popularności więc może o to chodziło.
naprawdę lepiej Grafie sięgnąć do filmoteki Kihachi Okamoto, Masaki Kobayashi czy Kurosawy i te 2 godziny poświęcić na obejrzenie czegoś naprawdę godnego uwagi - choćby z szacunku dla siebie samego i własnego poczucia estetyki.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 19 czerwca 2012
autor: GrafRamolo
Kurokami problem w tym, że ja te klasyki widziałem już hmm tak z 6 razy i tylko 6 bo baaaardzo oszczędzam je, dawkuje sobie by za każdym razem cieszyły na nowo.
Dlatego ciekawią mnie nowe rzeczy choć jestem bardzo sceptyczny i wiadomym jest że nie da się poprać arcydzieła.
To tak jak Microsoft nie chciał płacić za czcionkę i kazał poprawić helvetice i powstał arial...
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kurokami
rozumiem Cię i sam też wobec siebie nie zastosowałem tej retoryki. jednak ciekawość bierze górę w człowieku i aby mieć jakieś zdanie na temat filmu, trzeba go po prostu obejrzeć, niestety...
ale zważ np na twórczość Yoji Yamada który także szuka nowej drogi we współczesnym filmie samurajskim, także dość romantycznie do tego podchodzi, ale jego filmy mają w sobie smak i wyczucie. tu można już o czymś podyskutować.
a jeśli chodzi o stare klasyki to warto sięgnąć i przypomnieć sobie choćby takie tytuły jak Na dnie Kurosawy czy Kwaidan Kobayashi, które nie są zbyt popularne i oklepane a są także bardzo cenne artystycznie - jeśli mówimy o filmach kostiumowych, rzecz jasna.
a co byście mogli polecić Miike co jest godne obejrzenia i wartościowe?
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kagetora
"13 Assassins" (było tu wymieniane w innym wątku) - też remake starego filmu z lat 60., ale nieźle zrobione... To już chyba 3. czy 4. wersja filmowa historii złego brata szoguna i samurajów pragnących go za to ukarać (było nawet coś takiego jak "11 samurajów" na podobnym schemacie fabularnym (wszystko jakby wzięte z ducha historii 47 lojalnych roninów

)
Efekty komputerowe z płonącymi bawołami marne, ale aktorzy dobrzy, a film wcale nie gorszy od tego z 1963 r. w reżyserii Eiichi Kudo. Łatwo dostępny w necie.
Miłego oglądania

Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kurokami
dzięki Kagetora, oglądałem ten film już dawno temu

wyśmienicie zresztą przyczynił się on do wyrobienia mojej opinii o Miike.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: GrafRamolo
Kurokami, tak, niestety ciekawość jest straszna. Ale może masz złe podejście bo ja nie traktuje filmów Miike jako arcydzieł i przed seansem nie stawiam mu takich wymagań. Oczekuję zabawy i rozrywki i to dostaję i jak na kino , które ma spełnić te oczekiwania jest ok. (czasem jest tragicznie ale jak pisałem czasem się uda

)
Natomiast jak zasiadam przed klasykiem, choćby którymś, który wymieniłeś to mam zgoła inne oczekiwania. Spodziewam się kina ambitnego i jestem zawiedziony jak tego nie dostanę.
Nie zawsze mam nastrój na intelektualne zmagania więc czasem potrzebuję taniej rozrywki a wolę tanią rozrywkę w postaci 13 assassins niż jakiś nie wiem transformers, czego już na pewno bym nie tknął.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kurokami
nie no, oczywiście, zgadzam się w pełni że ani Seppuku Kobayashi ani np Daibosatsu-Toge Okamoto nie da się potraktować stricte jako rozrywkę i sobie oglądać przy popcornie i piwku po dniu pełnym pracy

ja nie chcę tutaj zmieniać czyjegoś nastawienia do filmów, tylko po prostu są pewne kryteria estetyczne, fabularne, które wyznaczają standardy w kinie danego okresu.
dla mnie osobiście rozrywka przy Transformersach jest podobna co przy 13 assassins, czy to będzie bezpłciowa sieczka na miecze, czy roboty z kosmosu to w sumie bez różnicy.
ale podkreślam że to jest moja opinia i moje podejście do tematu.
po prostu chodziło mi od początku o to że całe to przedsięwzięcie z Ichi mei to jakieś horendalne nieporozumienie i pozorny sukces tego filmu źle wróżyłby współczesnym trendom w japońskim kinie samurajskim. aktorzy coraz bardziej zaczynają przypominać postacie z anime, sceny stają się pustymi komiksowymi kompozycjami dopełnionymi komputerowo, zamiast kłaść nacisk na uruchomienie emocji u widza, podaje się ich przerysowaną karykaturę prosto na talerzu, wymagającą i złożoną muzykę zastępuje się płytkim podkładem bez wyrazu. filmy robi się teraz tak aby po wyjściu z kina pamięć o obejrzanym filmie zniknęła w trakcie usuwania zbędnych ziarenek popcornu z ubrania. jeśli MY jako widzowie nie będziemy wymagający - to taką właśnie rozrywką będą nas karmić reżyserzy pokroju Miike.
za mało jest sztuki w rozrywce - i za dużo rozrywki w sztuce.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: GrafRamolo
JA bym nie łączył w ogóle sztuki i rozrywki. Bo sztuka nigdy praktycznie nie jest rozrywką a rozrywka sztuką. Jeśli mowa o sztuce wysokiej. Więc oczekiwanie na fuzję tych dwóch jak dla mnie sprzecznych światów jest błędem w założeniach.
A co do obecnego rozwoju większości japońskich filmów, to się zgodzę. Ale nie trzeba koniecznie oglądać japońskich filmów, jest sporo dobrego kina światowego

Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kurokami
no coś tam jest w kinie światowym, coś tam czasami się dzieje.
ja ogólnie mało oglądam kina japońskiego z prozaicznego powodu braku czasu

, niekiedy robię rekonesans i patrzę co tam robią.
co do rozrywki i sztuki - to szerszy temat i bardziej na pewno złożony.
faktem jest jednak iż dla jednych jest rozrywką wyjście do filharmonii, galerii czy teatru - dla innych multiplayer Quake`a lub plucie ludziom na głowy z balkonu.
dlatego mimo że bardzo szanuję Twoje zdanie, to podtrzymałbym swoją puentę z poprzedniego postu

Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kagetora
Hmmm - chyba nie jest tak źle z kinem japońskim - nawet w wyeksploatowanym wątku samurajskim. W ciągu ostatnich lat obejrzałem kilka przyzwoitych opowieści, np.: "Yamazakura", "Hissiken Torisashi", "Hidden Blade", "Samuraj Zmierzch", "Scabbard samurai" ("Saya-zamurai"), "At river's Edge" ("Ogawa-no-Hotori"). Może nie arcydzieła, ale - przyzwoite, nie przypominające starcia dwóch szatkownic filmy

Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kurokami
Kagetora, ja się ogólnie bardzo cieszę że kino samurajskie nie umarło, że ciągle się do niego wraca i że chłopaki na forum komentują nowe rzeczy.
martwi mnie tylko upośledzanie tego gatunku przez niektórych twórców.
Miike sam powinien popełnić seppuku po obejrzeniu w kinie swojego filmu.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: GrafRamolo
Rozumiem cię Kurokami. Ja jednak jak idę od do filharmonii, galerii czy teatru to oczekuję sztuki na najwyższym poziomie i nie nastawiam się na rozrywkę. Bo to instytucje mające promować sztukę, przynajmniej wg moich oczekiwań.
Dlatego sztuki szukam tam gdzie jest szansa że ją znajdę a rozrywki tam gdzie wiem że jest. Dzięki temu nie jestem rozczarowany jak obejrzę lekki film (do puki trzymaj poziom) bo wiedziałem że tak będzie i doceniam trudne i ciężkie przeżycia w obiektach promujących porządną sztukę i nie oczekuje tam łatwego odbioru.
Ale jak pisałeś każdy ma swoje podejście.
Kagetora, dzięki za tytuły, części nie widziałem.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: Kurokami
myślę że po obejrzeniu tego filmu będziesz wiedział Grafie o czym mówię.
sam zauważysz że pomiędzy wizytami u fryzjera a graniem na play station pozostaje już Takashi Miike niewiele czasu na przemyślenia dotyczące sztuki filmowej.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 20 czerwca 2012
autor: GrafRamolo
Wiesz tego właśnie się spodziewam. Dlatego z lekkim strachem się do tego zabieram. Nie wiem czy w ogóle powinienem przez wzgląd na oryginał.
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 16 sierpnia 2012
autor: Kurokami
minęło trochę czasu i jestem ciekaw wrażeń innych osób które obejrzały film
Re: ICHIMEI (Takashi mike 2011)
: 17 sierpnia 2012
autor: Kagetora
Hmmm - Miike zrobił to, co z "13 zabójcami" - "odjapońszczył", czyli zinternacjonalizował dzieło Kobayashiego. Nakadai też był ciekawszy, choć mniej efektowny, za to bardziej "shibui", co miało niesamowity urok dla mnie. "Harakiri" to była - parafrazując recenzję innego filmu - symfonia grozy. Film Miikego jest dla mnie tylko efektownym - przyznaję - widowiskiem...