Z tego co wiem, to "makarony z dodatkami" (ramen?) są jeszcze mniej rdzennie japońskie niż sushi.. Wszystko przyjechało od Chińczyków
Jeśli brak odwagi, żeby spróbować zrobić sushi (to naprawdę nie jest takie trudne!), to polecam onigiri, dziecinnie proste - stare, dobre ciasteczka ryżowe z nadzieniem. Przepisów w necie milion i jeszcze troszkę, ale skoro już powiedziałem, że takie proste, to napiszę jak robię:
Składniki:
-ryż z okrągłymi ziarnami (nasz normalny ryż jest lekko podłużny, ten którego potrzeba jest bardziej okrągły. przeważnie w sklepach nazywa się to "ryż do sushi", ale pod żadnym pozorem tego nie kupuj, chyba, że zapłacenie dosłownie 10 razy więcej za woreczek ryżu nie gra roli. jeśli dobrze się poszuka, to można znaleźć dokładnie identyczny importowany np. z Holandii ryż za grosze)
-wodorosty nori (takie jak do sushi, w każdym sklepie ze zdrową/orientalną żywnością. podobnie jak z ryżem polecam poszukanie jakiegoś mniej "super-hiper do sushi" wariantu, bo ponownie okazuje się być kilkakrotnie tańszy... ogólnie firma "Blue Dragon" to nie jest to czego szukamy

)
-sól
-nadzienie wedle uznania (inspiracji można znaleźć dość w necie, na początek polecam zwykłego np. tuńczyka z puszki, byle w sosie własnym a nie oleju... tak, wiem, że to trochę herezja, bo z puszki, ale jest dobre

)
Do roboty! :
1)Tyle samo miarek ryżu co wody do garnka, doprowadzamy do wrzenia, potem 10 minut na małym ogniu i 20 bez ognia, na ciepłym palniku, cały czas pod przykryciem. Nie solimy wody, nic z tych rzeczy. (Zależy to od wielkości dłoni i osobistych preferencji, mi wychodzi 5 onigiri z jednej szklanki ryżu, a wbrew pozorom są dość pożywne. Innymi słowy, chcąc zrobić +-10 onigiri dajemy 2 szklanki ryżu i 2 szklanki wody, etc.)
2)Ryżu nie odcedzamy, proporcje i czas są tak dobrane, że sam wchłonie całą wodę a przy tym stanie się dość kleisty, jednak bez tracenia kształtu ziaren (nie chcemy ryżowej papki).
3)Wyrzucamy to wszystko do miski. Przygotowujemy sobie miseczkę z wodą na tyle dużą, żeby wygodnie maczać w niej dłonie. Najlepiej pracować dopóki ryż jest wciąż ciepły, ale już nie parzy, więc nie studzimy go na siłę. Moczymy dłonie co by się nam do łap ryż nie kleił, wcieramy w dłonie szczyptę soli, bierzemy garść ryżu (to trzeba wyćwiczyć) i próbujemy uzyskać sensowny kształt kulki, wałeczka, trójkąta, cokolwiek (ponownie polecam net, dużo diagramów, zdjęć i rysunków jak lepić, żeby ulepić). W międzyczasie wkładamy do środka odrobinę nadzienia, zaklejamy, a na koniec owijamy z jednej strony cienkim paskiem nori.
Proste jak barszcz, a trzy razy smaczniejsze
